Majowy weekend okazał się chłodny i w dużej części deszczowy, czyli nie spełnił oczekiwań. Z powodu tego chłodu sięgnęłam po książki Petera Mayle o Prowansji, bo tam jest więcej słońca niż za oknem. Mayle pisze, że mieszkańcy Prowansji „Liczą, że każdy dzień będzie słoneczny, i cierpią, jeśli tak nie jest. Deszcz uważają za osobistą krzywdę.” To zupełnie tak, jak ja teraz.
W książce „Prowansja od A do Z” Mayle podał przepis marsylskiego kucharza Meyniera na tapenade – czarne masło z Prowansji (chociaż może też być zielone). Meynier wymyślił ten przepis ponad sto lat temu. Nazwa pochodzi od prowansalskiego słowa tapena – kapar, bo właśnie kapary są podstawowym składnikiem tapenade. Pozostałe składniki bywają różne.
W restauracji zwykle otrzymuje się tę pastę wraz z grzankami jako dodatek do apéritifu, przed posiłkiem. Można też podawać z jajkami przepiórczymi, z pomidorami, ze świeżym kozim serem, z grilowaną rybą czy zimnym omletem z warzywami, a nawet jako dip.
Tapenade
20 dag czarnych oliwek bez pestek
20 dag kaparów
10 dag niesolonych filetów anchois
10 dag tuńczyka w oleju
łyżka ostrej musztardy
szczypta posiekanych ziół (estragon, trubula itp.)
200 ml oliwa
1 kieliszek koniaku
Oliwki rozgnieść w moździerzu i utrzeć razem z kaparami, filetami anchois, tuńczykiem w oleju, dużą łyżką ostrej musztardy oraz szczyptą drobno posiekanych ziół sałatkowych (zrobiłam to blenderem). Ucierając, dodawać stopniowo oliwę, a na koniec wymieszać z kieliszkiem koniaku.
Wpis z 04.05.2014 r.