Bezy lubię od zawsze, od kiedy pamiętam. Mama robiła je kiedyś w domu, gdy zostały jakieś białka, np. po koglu-moglu. Chcąc nie chcąc i ja – miłośniczka bez – musiałam się nauczyć je robić, bo te ze sklepu nie zawsze są dobre. Mając wieloletnią bezową wprawę mogę powiedzieć, że zrobienie bez nie jest trudne. Trzeba jedynie pamiętać, że:
– białka powinny mieć temperaturę pokojową,
– dodawanie szczypty soli nie ma żadnego wpływu na ubijanie białek,
– odrobina żółtka, która dostanie się do białek, uniemożliwi ich ubicie – dlatego lepiej rozbić najpierw każde jajko nad jakąś miseczką,
– cukier należy dodawać stopniowo, po trochu,
– bez się nie piecze, tylko się je suszy.
Bezy
4 białka
300 g drobnego cukru (kryształu)
Białka wlać do naczynia (używam wyższego, wąskiego garnka) i ubijać je mikserem, aż piana będzie sztywna, gładka i lśniąca. Dopiero wówczas dodawać po troszku cukier, cały czas miksując. Piana powinna być nadal sztywna, gładka i lśniąca, a ponadto powinna przylegać do mieszadeł miksera.
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, szpryckę napełniać ubitą pianą i wyciskać na papier ładne beziki (jeżeli nam się nie chce – można wyłożyć bezy łyżką).
Małe bezy piec w temperaturze 110º C przy uchylonych drzwiczkach piekarnika przez ok. 40 minut. Jeśli chcemy mieć bezy-ciągutki, to po tych 40 minutach będą gotowe. Jeśli chcemy bezy suche w środku, to trzeba wyłączyć piekarnik i pozostawić w nim bezy do ostygnięcia piekarnika (drzwiczki trzeba pozostawić nadal uchylone). Zimą można dosuszyć bezy na kaloryferze.
Większe bezy trzeba suszyć w piekarniku odpowiednio dłużej (powinny być suche na zewnątrz – potem tylko dosuszamy).
Wpis z 27.08.2017 r.