Się pomyliłam i zrobiłam ciasteczka dla całego haremu, a i dla janczarów by trochę zostało.
„Wspaniałe stulecie” to pierwszy serial od lat, który pilnie oglądam. Podobają mi się aktorzy, sposób realizacji (podobno przy serialu pracowało 250 tysięcy osób), scenografia i ach… biżuteria. Uświadamiam też sobie, jak strasznie mało wiem o Turcji osmańskiej. W szkole o tym nie mówili i moja wiedza pochodziła od Zagłoby, który mówił o Turkach pogardliwie „bisurmany”. Tymczasem Turcja była w XVI w. u szczytu potęgi. Sulejman Wspaniały miał dużo do powiedzenia w Europie (tu trzeba wyciągnąć wnioski) i królowie polscy starali się utrzymywać z nim jak najlepsze stosunki. Te stosunki były wówczas naprawdę dobre i niemała w tym zasługa Roksolany, czyli Rudzielca, żony Sulejmana, która prawdopodobnie pochodziła z kresów ówczesnej Rzeczpospolitej. W serialu nazywana jest Hürrem. Niestety, aktorka grająca w serialu Hürrem się zmieniła. Nie było jej jakiś czas, a jak wróciła, to nikt z widzów jej nie poznał, tylko sułtan nie miał wątpliwości. Zamiana chyba nikomu się nie podobała.
Sulejman oprócz tego, że był wybitnym wojownikiem, był też poetą. Niejednokrotnie przemawia w serialu do swojej żony bardzo pięknie. Wtedy wołam MDK, który serialu nie ogląda, żeby słuchał i się uczył. Niestety, efekty są mizerne, bo MDK twierdzi, że jest inżynierem i normalnym facetem. Dlatego albo nie przychodzi, albo słucha tak nieuważnie, że później nie potrafi powtórzyć. Trudno, trzeba było kiedyś wziąć sobie poetę, a teraz chociaż na filmie sobie posłucham (żartuję, oczywiście).
Tak się zainteresowałam filmem, że przeczytałam parę książek o Imperium Osmańskim i o samym Sulejmanie Wspaniałym. W książce Jerzego Łątki „Tajemnice haremów. Prawdziwa historia haremu osmańskich władców” znalazłam przepis na ciasteczka, które postanowiłam zrobić. Rzecz w tym, że się pomyliłam i wyszło mi całe mnóstwo dobrych ciasteczek. Nam bardzo smakowały, znajomym również. Później zrobiłam ciasteczka zgodnie z przepisem, ale nie były już tak pyszne jak te pomylone, bo wyszły zwykłe racuszki w syropie.
Podaję więc przepis tureckiej pisarki, Alev Lytle Croutier i swój. W przepisie płyny podane są w filiżankach, ja podaję w szklankach.
Usta pięknej kobiety
Syrop:
2,5 szklanki cukru
1 łyżeczka soku cytrynowego
3 filiżanki wody
Ciasto:
1 łyżka masła
3/4 szklanki mąki
1 łyżeczka soli
2 roztrzepane jajka
1 żółtko
w przepisie brak informacji, ile wody należy użyć – ja wzięłam więcej niż 1 szklankę.
Do smażenia:
1 szklanka olejku szafranowego (użyłam najpierw oleju krokoszowego, ale zbyt szybko się palił i dymił, więc przeszłam na olej rzepakowy).
Przygotowanie syropu:
wymieszać cukier, sok cytrynowy i wodę (ja wrzuciłam cukier i dodałam sok cytrynowy do wrzątku). Mieszając od czasu do czasu, gotować przez 15 min. Pozostawić do ostygnięcia.
Przygotowanie ciasta:
w garnku roztopić masło, gdy zacznie zmieniać kolor, dodać mąkę i sól. Potem bardzo powoli wylać to na wodę (przepis jest mało precyzyjny – raczej powinno być „wsypać”). Gotować na bardzo małym ogniu ok. 10 minut, ciągle mieszając. Po zdjęciu z ognia, zostawić do ostygnięcia w temperaturze pokojowej. Dodać 2 jajka i żółtko, mieszać dokładnie widelcem (ja użyłam miksera). Całość dobrze wyrobić na desce posypanej mąką. Ciasto rozdzielić na kawałki grubości orzecha włoskiego (ja zrobiłam kulki wielkości orzecha włoskiego i myślę, że dobrze, bo racuszki i tak były twardawe), uformować z niego kształt ust. Rozgrzać na patelni olej szafranowy i włożyć „usta”. Gdy zarumienią się z obu stron, ściągnąć z patelni, odcedzając tłuszcz (ja wykładałam na ręczniki papierowe). Polać syropem i podawać na gorąco.
Mój problem z ciasteczkami polegał na tym, że w przepisie jest mowa o tym, że ciasto należy „wylać na wodę”, ale nie podano, ile powinno być tej wody. Dlatego ja z rozpędu wsypałam mąkę do syropu (gdy robiłam drugie podejście, wzięłam więcej niż 1 szklankę wody). Gdy wsypałam mąkę do syropu i pogotowałam, po 10 minutach wszystko było płynne. Po ostudzeniu nadal było płynne. Zaczęłam więc sypać mąkę. Po wsypaniu dodatkowych 2,5 szklanek mąki, moje podejrzenia, że chyba nie robię zgodnie z przepisem, były już bardzo duże, ale nie pozostało nic innego tylko kontynuować. Dlatego dodałam jeszcze przynajmniej szklankę mąki do podsypywania (myślę, że trochę więcej), aż uzyskałam bardzo przyjemne i plastyczne ciasto, z którego robiłam kulki wielkości orzecha włoskiego. Z kulek świetnie formowały się „usta”. Ciasteczka smażyłam partiami i wykładałam na papierowe ręczniki. Na koniec byłam obstawiona dookoła talerzami, na których piętrzyły się usta. Okazało się jednak, że nam i znajomym smakowały na tyle, iż problem nadmiaru ust rozwiązał się sam.
Wpis z 31.01.2016 r.