Kuba powitała nas chłodno. Nad oceanem wisiały chmury tak ciemne jak nad Bałtykiem, wiał zimny wiatr i nie było tak, jak powinno. „Kuba, wyspa jak wulkan gorąca” przypomniałam sobie szczękając zębami pod cienkim prześcieradełkiem stwierdzając, że te Karaiby to przereklamowane. Dobrze, że była jeszcze narzuta i ciepłe koce. I rum. Pewien Polak z Kanady pocieszył nas, że i tak mamy szczęście, bo trzy dni przed naszym przyjazdem temperatura spadła z 33º C do 18 i lało. Na szczęście deszcz nie padał w czasie naszego pobytu i z dnia na dzień robiło się coraz cieplej. Zaczęło świecić słońce i ociepliło się na tyle, że można było się kąpać i plażować, ale upałów nie doświadczyliśmy.
Właściwie to jechałam na Kubę bez entuzjazmu. MDK chciał tam jechać, a ja miałam opory. Pamiętałam Polskę w czasach, gdy w półkach był tylko ocet i groszek zielony, a o Kubie myślałam jak o Rumunii pod koniec lat 80. tylko cieplejszej. Wyobrażałam sobie smutnych, szarych ludzi stojących w kolejkach po wszystko.
Pomyliłam się. Ludzie byli bardzo sympatyczni, życzliwi, uśmiechnięci, rozśpiewani i roztańczeni. Gdziekolwiek nie pojedziecie, usłyszycie śpiewaków ulicznych wykonujących pieśń Guantanamera, czyli opowieść o dzielnej wiejskiej dziewczynie z Guantanamo. Na weselach podpici goście potrafią o tym śpiewać dodając coś nowego nawet 2 godziny!
W Hawanie całkiem sporo dobrze ubranych młodych ludzi. A kolejek nie było z tej prostej przyczyny, że nadal obowiązuje na Kubie system kartkowy. Każdy Kubańczyk posiada libretę – książeczkę na przydział następujących artykułów: jajka, pieczywo, kurczak, wieprzowina, sól, ziemniaki, ryż, mydło, fasola oraz papier toaletowy. Co pewien czas odżywa na wyspie dyskusja o zniesieniu kartek, ale wiele, zwłaszcza starszych osób, protestuje. Trudno się nawet dziwić. System kartkowy obowiązuje od kilkudziesięciu lat, artykuły na kartki są znacznie tańsze niż te w sklepach bez kartek (takich jak kiedyś u nas sklepy komercyjne), co przy tutejszych pensjach wynoszących w przeliczeniu 8,70-26,00 USD (przeliczyłam na dolary, bo myśmy w Polsce zarabiali kiedyś po ok. 20 USD, ale tam amerykańskie wrogie dolary nie są nigdzie przyjmowane, walutą jest peso), a zwłaszcza groszowych emeryturach jest dla ludzi jedyną szansą zaopatrzenia. Inna rzecz, że kartki nie dają gwarancji kupienia swojego przydziału, bo dostawy są bardzo skąpe.
Niebieskie meduzy na plaży wyglądają jak torebki z jakimś napojem z ozdobnym zamknięciem.
Obowiązkowy wizjerek w drzwiach.
Pamiątki to głównie Che Guevara: na pocztówkach, okładkach książek, kalendarzach, koszulkach, ale też na ścianach domów. Fidela Castro było niewiele: trochę na pocztówkach i nielicznych książkach, jakaś gazetka ścienna w którymś muzeum poświęcona el comendante, zero pomników. Dowiedzieliśmy się, że Fidel Castro nie życzył sobie pomników. Ciekawostką jest, że nie potrafił tańczyć salsy, co niektórzy mieli mu za złe, bo przecież każdy Kubańczyk powinien mieć salsę we krwi!
W wielu miejscach można zobaczyć różne hasła rewolucyjne: na ścianach domów albo tu przy drodze wielką pięść wymierzoną w USA. Zdjęcie robiłam przejazdem przez szybę – że też akurat tutaj postawili ten słup!
Miasteczko Matanzas – widać ślady dawnej świetności, niszczejące piękne domy, chociaż niektóre odnowione. To duża rzecz w kraju, gdzie zdobycie materiałów budowlanych i farb jest takie trudne.
Pełno tu rowerów, dorożek i bicitaxi (skrzyżowanie roweru z dorożką), bo z paliwem krucho.
Wystawa sklepu. Te papierowe łańcuchy, złocenia i paczka z zieloną kokardą to dekoracja świąteczna przed Bożym Narodzeniem.
Jaka wystawa, takie i wnętrze sklepu.
Warto wybrać się na wycieczkę do Trinidadu – starego pięknego hiszpańskiego miasta wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Polecam też odwiedzenie Cienfuegos.
Dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć więcej o Kubie bardzo polecam książkę „To właśnie Kuba”. Autorka, Lea Aschkenas jest Amerykanką, która mieszkała na Kubie, wyszła za mąż za Kubańczyka i napisała sporo ciekawych rzeczy o Kubańczykach i o życiu na wyspie. W Kubańczykach jest mieszanka melancholii i optymizmu. Wielu z nich pomagają krewni mieszkający w USA, natomiast ciężko jest tym, którzy muszą sobie radzić sami. Kubańczycy zarabiają bardzo mało, więc szukają nielegalnych źródeł dochodów – negocios, np. oferują turystom cygara (przeważnie podrabiane) lub proponują turystom jakieś usługi.
Super 🙂 świetny artykuł i wiele z niego można wywnioskować udając się w podróż na Kubę. 🙂
Bardzo się cieszę, że artykuł się podobał i bardzo zachęcam do podróży na Kubę 🙂