Pogoda jest tak okropna, że nawet psy nie chcą zbyt długo przebywać poza domem. Najlepsze są więc zajęcia świetlicowe, a przy kuchni najcieplej. Wypróbowałam przepis na faworki ze Słodkiego Bloga (odrobinkę zmieniłam technikę, bo zawsze dodaję spirytus na końcu) i wyszły świetne – jak kruchutkie poduszki powietrzne i to bez bicia wałkiem. Zrobiłam z połowy składników, a i tak wyszły mi dwa talerze. Zostały jeszcze na drugi dzień (niczym nie przykryte) i były tak samo pyszne.
Faworki
500 g mąki pszennej
4 żółtka
ok. 200 g śmietanki 30%
1 łyżka spirytusu
olej do smażenia
Mąkę wsypać do miski, dodać żółtka, stopniowo śmietankę, by uzyskać miękkie ciasto i wyrabiać je ok. 10 minut. Następnie dodać spirytus i znowu wyrobić ciasto. Przykryć miskę folią lub ściereczką i odstawić na 30 minut, by ciasto odpoczęło.
Podzielić ciasto na 4 części i 3 włożyć do miski i przykryć folią, a 1 część rozwałkować na bardzo cienki placek na blacie lekko posypanym mąką (powinien prześwitywać wzór na blacie).
Za pomocą radełka pokroić rozwałkowane ciasto na paski o szerokości ok. 2,5 cm, a następnie każdy pasek podzielić wzdłuż na 2-3 części o pożądanej długości. Pośrodku każdego paseczka wyciąć otwór i przełożyć przez niego kawałek ciasta, by uzyskać kształt faworka.
W garnku rozgrzać olej do temp. 175 st. C (olej nie może być zbyt gorący, by faworki się nie przypaliły) i smażyć po 3-4 faworki z obu stron do uzyskania lekko złotego koloru.
Faworki wykładać na ręcznik papierowy, by pozbyć się nadmiaru tłuszczu. Gotowe posypać cukrem pudrem.