Archiwum kategorii: Desery

Chałwa

 

 

 

 

 

 

 

 

Zawsze lubiłam chałwę, a teraz nauczyłam się robić jej domową wersję i bardzo mi ona odpowiada, bo mogę ja zrobić z cukrem zamiast wszechobecnego syropu glukozowego. Następnym razem spróbuję z ksylitolem. Na razie zrobiłam chałwę słonecznikową, bo taki przepis znalazłam na Youtube na kanale LudaEasyCook, a potem tak samo zrobiłam sezamową.

 

Chałwa 

 

550 g nasion słonecznika lub sezamu

225 g cukru

80 ml wody

1 białko

30 g miodu

ekstrakt waniliowy

 

Ziarna słonecznika lub sezamu prażyć  ok. 10-15 minut na suchej patelni, mieszając. Ostudzić, a następnie zmiksować blenderem, dodając miód i troszkę oliwy, by dało się zmielić ziarna do konsystencji pasty. To najtrudniejsza część przygotowań, bo w miarę miksowania masa się zbija w grudy, klei i trzeba je często podważać nożem czy szpatułką z dna blendera. Można też porcjami zmielić ziarna w młynku do kawy. W jednym i drugim wypadku trzeba robić przerwy, by sprzęt nam się nie przegrzał.

Masę przełożyć do miski.

Przygotować syrop z wody i cukru. Gotować, aż zgęstnieje na tyle, by kilka kropel wrzuconych do zimnej wody stały się miękką grudką.

Białko ubić na pianę i stopniowo, miksując, małymi porcjami wlewać gorący syrop. Jeśli mieli się ziarna w młynku do kawy, teraz trzeba dodać też miód. Po dodaniu syropu miksować jeszcze przez ok. 2 minuty, a następnie dodać pianę do pasty słonecznikowej/sezamowej i dobrze wymieszać.

Gotową masę wyłożyć do formy o wymiarach 24 x 12 cm wyłożonej papierem do pieczenia i wyrównać.

Formę włożyć do lodówki na ok. 3-4 godziny. Po wyjęciu z formy dobrze ją jeszcze na trochę zostawić, by podeschła.

 

 

 

 

 

 

 

Szybki mus czekoladowy

Miałam ogromną ochotę na taki mus. Bardzo prosty, bo tylko z dwóch składników, ale tylko na taki wysiłek było mnie stać, bo przez cały tydzień miałam wirusa-celebrytę. Nie chciałam jeść ani pić nic słodkiego, więc wszystkie syropy, które miałam w szafce odpadały. Nie dotyczył mnie sok malinowy ani syrop z dziewanny. Ale gorzka czekolada to było to!

 

Mus czekoladowy

 

200 g gorzkiej czekolady 70%

400 ml śmietanki kremówki 30 lub 36%, schłodzonej

 

Do rondelka wrzucić połamaną czekoladę i wlać 50 ml śmietanki, włożyć do większego garnka z wodą i rozpuścić w kąpieli wodnej. Schłodzić.

Resztkę śmietanki ubić, a następnie dodawać po 1 łyżce czekolady i ubijać dalej.

Włożyć masę do rękawa cukierniczego i napełnić kieliszki lub pucharki.

 

 

 

 

 

Blanc manger

 

Ten deser polubiłam od pierwszego wejrzenia. Lubię odkrywanie starych, świetnych przepisów, o których świat zapomniał, a teraz sobie o nich czasem przypomina. O blanc manger, zwanym też blamasem lub blamanżem, pisała u nas przed ponad stu laty Lucyna Ćwierciakiewicz (i nie tylko ona), jadali  go nasi przodkowie. Ten deser migdałowy (chociaż blamanż robiono również z innych składników) pochodzi z Francji i oznacza białe jedzenie.

Ten pyszny deser robiłam kilka razy i na pewno nie raz jeszcze zrobię. Robiłam go z migdałów obranych i z nie obranych, robiłam z samym mleczkiem migdałowym, ale uznaliśmy, że nam bardziej smakuje z dodatkiem migdałów.

 

Blanc manger

 

300 g słodkich migdałów

5 gorzkich migdałów (niekoniecznie)

250 ml tłustego mleka

1 łyżka żelatyny

120 g cukru (ja zastąpiłam ksylitolem)

350 g śmietanki kremówki

 

Migdały uprażyć lekko w piekarniku, żeby zdjąć skórki (mieszać, by się nie przypaliły), a następnie zmiksować w blenderze, aby uzyskać mączkę przypominającą bułkę tartą. Zalać gorącym mlekiem i odstawić godzinę, następnie odcisnąć przez bawełnianą ściereczkę lub przez sitko wyłożone gazą.

Żelatynę zalać 1/3 szklanki wrzątku, wymieszać i odstawić do ostygnięcia.

Śmietankę ubić.

Mleko migdałowe podgrzać z cukrem i wymieszać. Dodać rozpuszczoną żelatynę i dobrze wymieszać, a gdy przestygnie – dodać ubitą śmietankę, wymieszać.

Rozlać do foremek i wstawić na kilka godzin do lodówki. Ćwierciakiewiczowa radzi, by foremki były wysmarowane lekko oliwą, ale żeby wyjąć deser, wystarczy zanurzyć foremki w ciepłej wodzie.

Można podawać z dodatkiem soku owocowego.

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozetki

Była u nas w domu tajemnicza metalowa foremka na drucie. Mama nigdy jej nie używała, więc myślałam sobie, że to pewnie po babci. Plątało się to to na drucie, a ja szukając czegoś, natykałam się na ten drut, aż kiedyś, w czasie wielkich porządków po remocie, wyrzuciłam to bezużyteczne coś. Po kilku latach obejrzałam któryś odcinek „Boso przez świat”. W tym odcinku Wojciech Cejrowski pokazał faceta smażącego na ulicy południowoamerykańskiego miasta dziwne ciasteczka za pomocą… mojej wyrzuconej foremki. Zanurzał ją w cieście, wkładał do tłuszczu, a dzieci w zachwycie kupowały te szybkie ciasteczka. Oświeciło mnie i zrobiło mi się szkoda wyrzuconej foremki. Przy okazji kupiłam sobie foremkę na drucie. W zestawie były nawet 3 foremki – na bogato. Zrobiłam raz ciasteczka, ucieszyłam się, że wiem i mogę, włożyłam do szuflady i zapomniałam, aż na blogu mniam-mniam.com.pl zobaczyłam przepis na rozetki. Znowu się ucieszyłam, bo zdążyłam już zgubić karteczkę z przepisem, która była przy foremkach. I proszę, oto przepis i ile radości! Jeśli ktoś ma foremkę na drucie, to może znowu sobie o niej przypomni.

 

Rozetki

 

1 szklanka mąki

1 jajko

szczypta soli

1 łyżeczka cukru waniliowego

3/4 szklanki wody

1 i 1/2 łyżki śmietany

tłuszcz do smażenia

cukier puder do posypania

 

Wszystkie składniki zmiksować. W rondelku rozgrzać tłuszcz.

Foremkę wkładać na chwilę do gorącego tłuszczu, gorącą osączyć i zanurzać w cieście na około 5 sekund, ale tylko do górnej krawędzi, gdyż inaczej trudno będzie zdjąć ciastko. Foremkę z ciastem zanurzać w tłuszczu i lekkim ruchem unosić – ciastko powinno spaść, a gdyby nie chciało, trzeba mu pomóc widelcem lub patyczkiem do szaszłyków. Smażyć dosyć krótko na średnim ogniu – chodzi o to, by ciasto nie było surowe. Zbyt długo smażone ciasteczka stają się twarde.

Gotowe ciasteczka wykładać na ręcznik papierowy, by osączyć z tłuszczu. Posypywać cukrem pudrem.

 

 

 

Trąbki z bitą śmietaną

 

Za oknem jesień i leje deszcz, ale zbliża się straszna BESTIA ZE WSCHODU, czyli mróz zimą. Może ktoś nie pamięta, ale zimą zawsze jest trochę mrozu. Bywa większy lub mniejszy, a nawet pada śnieg, ale lubią nas straszyć, więc straszą. Trzeba to przetrwać.

Dzisiaj Trzech Króli, byliśmy w domu, więc wypróbowałam przepis ze starej książki Jana Czernikowskiego „Ciasta, ciastka, ciasteczka”. Mało precyzyjny, to sobie doprecyzowałam i wyszło pysznie.

 

Trąbki 

 

200 g mąki

150 g cukru pudru (wg przepisu 200 g, ale wzięłam mniej)

2 jajka

1 szklanka mleka

1 paczka cukru waniliowego

50 g posiekanych migdałów do posypania (ja użyłam 20 g startej na tarce gorzkiej czekolady)

1 szklanka śmietanki 30 lub 36%

 

Jajka zmiksować z cukrem pudrem, dodać mąkę, mleko i znowu zmiksować.

Piekarnik nagrzać do 200 st. C. Ciasto wylewać łyżką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia  i szybko rozprowadzać, by uzyskać cienkie placuszki o średnicy ok. 10 cm (mnie wychodziło 5 placuszków). Piec ok. 5 minut, aż się troszkę zrumienią na brzegach. Każdy placuszek od razu po zdjęciu z blachy zwijać w trąbkę (np. na trzonku drewnianej łyżki) i odkładać do ostygnięcia.

Śmietankę ubić, dodać cukier waniliowy, nakładać do trąbek szprycką lub łyżeczką i posypywać migdałami lub czekoladą.

Trąbki najlepsze są świeże i miękkie. Jeśli mają zostać na następny dzień, to lepiej trzymać je pod folią, bo twardnieją jak wszystkie placuszki.

 

 

 

Lody, lody dla ochłody!

 

W czasie upałów najlepszym deserem są lody. Dlatego dzisiaj będzie przepis na lody bananowe.

Przepis pochodzi z bloga ciazowezachcianki.blogspot.com

 

Lody bananowe

 

4 banany

1/2 limonki

1 szklanka śmietanki 36%

1 łyżeczka cukru pudru

wafelki do lodów

 

Banany obrać ze skórki. Pokroić na kilka części i wrzucić do blendera. Dodać sok z limonki, zblendować. Dodać śmietankę i zblendować. Na koniec dodać cukier puder (ja wzięłam 3 łyżeczki) i jeszcze chwilę blendować.

Wlać do maszynki do lodów, a w razie braku – do naczynia z pokrywką i włożyć do zamrażalnika na 4 godziny. Lody wyjąć kilka minut przed podaniem i gdy troszkę zmiękną, nakładać do foremek.

 

 

 

Omlet grzybek

Niedawno, gdy nie miałam czasu na ugotowanie czegoś, przypomniałam sobie o takim szybkim daniu jak biszkoptowy omlet grzybek. Zrobiłam go latem z kurkami smażonymi na maśle, ale kiedyś dość często jadałam ten omlet z dżemem lub groszkiem zielonym. Najlepszy omlet robi się z uprzednio ubitymi białkami i żółtkami, bo jest puchaty. Jednak czasem idę całkiem na skróty i robię ten omlet miksując całe jajka z mąką. Nie jest wtedy puchaty, ale za to błyskawiczny.

Omlet grzybek

2 jajka

1 łyżka mąki (może być pszenna, ale też ziemniaczana czy kukurydziana)

szczypta soli

masło do smażenia

Żółtka oddzielić od białek. Zmiksować białka na sztywną pianę, a żółtka w drugim naczyniu ubić z łyżką mąki i szczyptą soli.

Żółtka dodać do białek i delikatnie wymieszać. Na patelni rozpuścić kawałek masła i wlać ciasto. Wyrównać powierzchnię łopatką i smażyć na średnim ogniu, aż omlet się zarumieni. Gdy jedna strona będzie rumiana, przerzucić łopatką na drugą stronę.

Qatayef – ramadanowe placuszki

Byliśmy w Jordanii podczas Ramadanu. Staram się omijać te święta, ale tak wyszło. Ramadan trwa cały miesiąc i prawie wszystkie sklepy oraz restauracje są wtedy zamknięte w ciągu dnia, bo muzułmanie poszczą aż do zmroku. Poszczą w każdy sposób: nie jedzą, nie piją (!), nie palą, nie używają, no poszczą bardzo. Nie bardzo rozumiem sens takiego postu, gdzie można się najadać na noc, bo przecież to niezbyt zdrowe, ale nie muszę wszystkiego rozumieć – tak jest i już. Ramadan jest trudnym okresem również dla turystów, bo niełatwo jest znaleźć jakąś knajpkę i zjeść obiad. Jeśli się nic nie znajdzie, trzeba przetrwać do zmroku na suchym prowiancie. W Akabie jeden miły Jordańczyk postanowił nam pomóc i zaprowadził mnie do małego zakładu usytuowanego na uboczu, żebym mogła kupić placuszki. Sam też kupił takie placuszki i wytłumaczył, że zje je z rodziną dopiero wieczorem. Wyjaśnił, że te placuszki nazywają się qatayef i jada się je z orzechami włoskimi, złożone jak pierożki.

Po powrocie do domu zaczęłam poszukiwanie przepisu w internecie. Zobaczyłam, że te placuszki można jeść z orzechami albo ze słodkim twarożkiem, posypane np. pistacjami. Można je robić w formie pierożków albo w rodzaju ładnych rożków (ja zrobiłam placuszki w formie pierożków, jak mi pokazał sympatyczny Jordańczyk). Placuszki smaży się na suchej patelni tylko z jednej strony w temp. ok. 200 st. C, czyli na średnim ogniu i wtedy wytwarzają się liczne dziurki na powierzchni placuszków. Te dziurki nie powstaną ani na zbyt chłodnej ani zbyt gorącej patelni.

Placuszki jada się w czasie Ramadanu, ale wielu Arabów je lubi i robi także poza tym okresem. Same placuszki można smażyć dzień przed podaniem, ale tacę z gotowymi placuszkami trzeba przykryć folią spożywczą. Nadziewać można następnego dnia. Najprostszy przepis znalazłam na arabskie.pl

 

Qatayef

 

Ciasto:

3 szklanki mąki

3 szklanki ciepłego mleka

1 łyżeczka suchych drożdży

spora szczypta soli

ewentualnie 1 łyżka cukru do ciasta (ja nie dodałam)

Składniki wymieszać, by powstało płynne ciasto, jak na naleśniki. Pozostawić w cieple do wyrośnięcia. Wyrośnięte wymieszać i większą łyżką wlewać porcje na suchą, rozgrzaną patelnię. Ciasto powinno swobodnie rozlewać się tworząc krążki o średnicy 5-7 cm. Smażyć po jednej stronie do czasu zniknięcia surowego ciasta na wierzchu placuszka. Na całej powierzchni powstanie wiele dziurek. Zdjąć z patelni i odłożyć na takę lub deskę, by placuszki nie wysychały.

 

Nadzienie można przygotować z mieszanki posiekanych orzechów (ja zrobiłam z włoskich) lub ze śmietanki kyszta lub creme faiche. U nas można użyć twarożku na sernik – czubata łyżeczka do placuszka, sklejonego z jednej strony. Placuszki polać syropem i posypać posiekanymi orzechami.

 

Syrop:

1 szklanka cukru

1/3 szklanki wody

4 łyżki wody z kwiatu pomarańczy

Wodę gotować z cukrem do postaci gęstego syropu. Do przestudzonego (to ważne) syropu dodać wodę kwiatową. Polewać ciasteczka.

 

 

 

Nawigacja – pyszny krem czekoladowy

Początek roku musi być dobry, żeby i dalszy ciąg był. Dozwolone jest wszystko, co zawsze trzeba ograniczać: węglowodany i tłuszcze. Może troszkę przybyło po Świętach i dlatego spodobał mi się ten dowcip:

Jeżeli ważysz 100 kg na Ziemi, to na Marsie ważyłabyś tylko 38 kg. Nie jesteś gruba, mieszkasz po prostu na niewłaściwej planecie.

Odchudzać się można później. Ja zrobiłam noworoczny krem czekoladowy wg zmodyfikowanego przeze mnie przepisu Adrijah, Smakował niesamowicie i na pewno zostanie powtórzony. Można dodać cukru do samego kremu. ale ja dodałam tylko do bitej śmietany i mnie wystarczyło.

Krem Nawigacja

(6 porcji)

200 g gorzkiej czekolady

400 g śmietany kremówki schłodzonej w lodówce

2 jajka

4 łyżki cukru pudru

1 łyżka brandy

Połamaną czekoladę rozpuścić w garnuszku wstawionym do większego garnka z wodą, postawić na palniku i rozpuścić.

200 g kremówki ubić.

Jajka umyć, wytrzeć, oddzielić żółtka od białek. Białka ubić na sztywną pianę (można w garnku na parze).

Żółtka utrzeć mikserem, a następnie powoli wlewać ciepłą czekoladę. Ostudzoną masę zmiksować z bitą śmietaną, alkoholem i pianą z białek. Gotowy krem rozłożyć do pucharków, by się schłodził.

200 g kremówki ubić, dodając pod koniec ubijania 4 łyżki cukru pudru. Udekorować krem czekoladowy. Można czymś posypać, np. wiórkami czekoladowymi.

Wkrótce Sylwester…

W czasie każdych Świąt przypomina mi się historia, która przydarzyła się mojej przyjaciółce wiele lat temu, może nawet 20. Gdy z siostrą i rodzicami zasiadali do kolacji wigilijnej, ktoś zadzwonił do drzwi. Za drzwiami stał sympatyczny człowiek w średnim wieku, który zapytał, czy poczęstują go kolacją. Rodzice zaprosili przychodnia do domu i nie tylko zjedli razem, ale też porozmawiali na wiele ciekawych tematów, bo gość był oczytany i ciekawy świata. Pożegnali się jak starzy znajomi i nigdy już się nie zobaczyli.

Zawsze, gdy wspominam tę historię, myślę o tym, jaka jest nietypowa. Niby stawiamy w czasie Wigilii nakrycie dla niespodziewanego wędrowca, ale raczej dla każdego z nas jest ono wyłącznie symboliczne. Zastanawiam się, czy zdarza się jeszcze, by ktoś obcy niespodziewanie do kogoś przyszedł w tę wigilijną noc, a gdyby przyszedł i zadzwonił domofonem, czy byście go wpuścili do domu, czy nie, bo balibyście się, że to jakiś złodziej lub bandyta?

Nie wiecie? Ja też nie wiem. W anonimowym wielkim mieście to jest pytanie, a przecież może się zdarzyć, że ktoś będzie się czuł bardzo samotny, jak ten przybysz przed laty i przyjdzie mu do głowy, żeby zadzwonić do czyichś drzwi…

Teraz przygotowujemy się do Sylwestra. Często ostatnio wyciskam sok z pomarańczy i zostają mi puste skórki. Pomyślałam, że takie ładne miseczki nadają się do napełnienia galaretką pomarańczową. Gdy zastygnie, będą się ładnie prezentowały na stole. Tylko radzę je zjeść dopóki świeże, bo gdy zostaną do następnego dnia, przejdą lekką goryczką. Nic się nie stanie, ale może ktoś woli bez goryczki.

Szczęśliwego Nowego Roku 2019!

Badam burfi

 

Nadal mamy lato, więc tym razem coś z gorących Indii – badam burfi. Zobaczyłam na blogu Mniam Mniam i stwierdziłam, że koniecznie muszę spróbować tego deseru. Słodziutkie, podobne do marcepana – po prostu pyszne.

 

Badam burfi

 

szklanka sparzonych i obranych migdałów

1/2 szklanki cukru

szczypta kardamonu

2 łyżki ghee lub masła

1/3 szklanki mleka

 

Mleko, cukier i migdały zmiksować w blenderze (mleka musi być tyle, by można było wytworzyć gładką masę).

Na patelni na średnim ogniu roztopić ghee lub masło i wrzucić masę migdałową. Podgrzewać cały czas mieszając drewnianą łyżką. Gdy zacznie nieco gęstnieć (po ok. 6 minutach), dodać szczyptę kardamonu. Podgrzewać kolejne 2-3 minuty, mieszając. Masa zgęstnieje i zacznie odchodzić od patelni. Wtedy zdjąć patelnię z ognia i mieszać jeszcze ok. minuty.

 

 

Niedużą tackę posmarować dobrze masłem i wyłożyć burfi. Kształtować masę szpatułką i rękami w kwadrat lub prostokąt. Można posypać masę kawałkami migdałów i lekko docisnąć. Zostawić masę na 20 minut do przestygnięcia. Po tym czasie pokroić burfi ostrym nożem w romby, kwadraty, prostokąty i zostawić do ostygnięcia.

 

 

 

Zupa „nic”

 

Dzisiaj prawie zapomniana, ale nadal bardzo smaczna zupa-deser z wanilią. Pochodzi z Francji i zaczęła się pojawiać w książkach kucharskich już w VI wieku. W różnych krajach nazwy tej zupy są odmienne, a w Polsce nazwana została zupą nic. Nice to gotowane pianki, które w niej pływają.

Warto chociaż raz tej zupy spróbować, choćby po to, by wiedzieć, co smakowało naszym przodkom 🙂

 

Zupa „nic”

 

500 ml + 50 ml tłustego mleka (lub nawet trochę więcej)

2 jajka

100 g cukru

1/4 laski wanilii

ewentualnie cynamon (jeśli ktoś lubi)

 

Jajka umyć w gorącej wodzie, wytrzeć, oddzielić żółtka od białek. Białka ubić na sztywną pianę, a następnie dodać partiami 60 g cukru, cały czas ubijając. Na koniec można dosypać szczyptę cynamonu (jeśli ktoś lubi).

500 ml mleka zagotować z wanilią, wanilię wyjąć, a do wrzącego mleka nakładać łyżką małe porcje ubitej piany. Pianki po chwili odwracać, odkładać na talerze i gotować następne. Gdy wszystkie nice zostaną ugotowane, dolać 50 ml zimnego mleka i żółtka zmiksowane z 40 g cukru, a następnie gotować, mieszając, aż zupa zgęstnieje (mojej zupy na tyle dużo ubyło podczas gotowania pianek, że dodałam nawet trochę więcej mleka, nie musiałam też specjalnie długo gotować, bo i tak zgęstniała). Zupą zalać pianki na talerzach i ostudzić.

Zupę można przechowywać w lodówce i podawać w miseczkach jako deser.

 

 

 

Galaretka wiśniowa

 

 

Nie lubię kompotów, ale uwielbiam galaretki. A najbardziej wiśniową o wspaniałym smaku i cudownym kolorze. Dlatego w sezonie wiśniowym korzystam i dosyć często robię takie prawdziwe galaretki. Żelatyna jest bardzo wskazana dla naszych chrząstek, a świeże owoce – wiadomo, zawsze lepsze od tych chemicznych.

 

Galaretka wiśniowa

 

1/2 kg wiśni, wydrylowanych

1 l wody

90 g cukru lub ksylitolu

2 łyżki żelatyny (z leciutkim wzgórkiem)

 

Wodę zagotować i wsypać cukier lub ksylitol, wymieszać. Wrzucić wiśnie i gotować 10 minut na niewielkim ogniu, najlepiej pod przykryciem. Wiśnie wyrzucić na sitko i pozostawić na 20 minut, aby odcedzić wywar. Wywar doprowadzić do wrzenia i od razu zestawić z ognia. Dodać żelatynę i mieszać, aż się rozpuści.

Galaretkę rozlać do przygotowanych kompotierek, ostudzić i wstawić do lodówki, by stężała (w czasie upałów trzeba to zrobić).

 

A wiśnie? Można posypać cukrem i zjeść, można trochę zatopić w galaretce, a resztę dodać do ciasta, np. drożdżowego. Smacznego.

 

 

 

Bezy

Bezy lubię od zawsze, od kiedy pamiętam. Mama robiła je kiedyś w domu, gdy zostały jakieś białka, np. po koglu-moglu. Chcąc nie chcąc i ja – miłośniczka bez – musiałam się nauczyć je robić, bo te ze sklepu nie zawsze są dobre. Mając wieloletnią bezową wprawę mogę powiedzieć, że zrobienie bez nie jest trudne. Trzeba jedynie pamiętać, że:

– białka powinny mieć temperaturę pokojową,

– dodawanie szczypty soli nie ma żadnego wpływu na ubijanie białek,

– odrobina żółtka, która dostanie się do białek, uniemożliwi ich ubicie – dlatego lepiej rozbić najpierw każde jajko nad jakąś miseczką,

– cukier należy dodawać stopniowo, po trochu,

– bez się nie piecze, tylko się je suszy.

Bezy

4 białka

300 g drobnego cukru (kryształu)

Białka wlać do naczynia (używam wyższego, wąskiego garnka) i ubijać je mikserem, aż piana będzie sztywna, gładka i lśniąca. Dopiero wówczas dodawać po troszku cukier, cały czas miksując. Piana powinna być nadal sztywna, gładka i lśniąca, a ponadto powinna przylegać do mieszadeł miksera.

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, szpryckę napełniać ubitą pianą i wyciskać na papier ładne beziki (jeżeli nam się nie chce – można wyłożyć bezy łyżką).

Małe bezy piec w temperaturze 110º C przy uchylonych drzwiczkach piekarnika przez ok. 40 minut. Jeśli chcemy mieć bezy-ciągutki, to po tych 40 minutach będą gotowe. Jeśli chcemy bezy suche w środku, to trzeba wyłączyć piekarnik i pozostawić w nim bezy do ostygnięcia piekarnika (drzwiczki trzeba pozostawić nadal uchylone). Zimą można dosuszyć bezy na kaloryferze.

Większe bezy trzeba suszyć w piekarniku odpowiednio dłużej (powinny być suche na zewnątrz – potem tylko dosuszamy).

Wpis z 27.08.2017 r.

Deser kasztanowy z bitą śmietaną

Gdy letni bób się skończy, zaczynają się jesienne kasztany jadalne. Bardzo lubię kasztany i jadam je za każdym razem, gdy się nadarzy okazja. Kiedyś były bardzo drogie, więc kupowałam tylko trochę do upieczenia. Czasem wybierałam się jesienią do ogrodu botanicznego, gdzie rośnie duży, stary kasztan i można było trochę tych brązowych dobroci pozbierać.

Teraz można kupić kasztany nawet w Biedronce. Cena mocno spadła, kupuję je częściej i zrobiłam kilka deserów. Nawet ostatnio udało mi się jeszcze kupić kasztany w Auchan. Te styczniowe nie są takie dobre jak jesienne. Przed przygotowaniem trzeba zalać wodą i wyrzucić te podsuszone, które wypłyną na powierzchnię. Nadal najbardziej lubię kasztany pieczone, ale warto spróbować deserów, np. z Francji i Włoch. Przetestowałam kilka przepisów na kasztany. Dzisiejszy pochodzi z książki „Desery z różnych stron świata”, którą napisała Francesca Massa i jest to przepis mistrza Artusiego.

Deser jest trochę czasochłonny, bo ugotowane kasztany trzeba obrać z łupin i przetrzeć (nie trzeba ich przecinać jak do pieczenia – nie wybuchną i zachowają więcej witamin). Łatwiejsze do obierania są kasztany świeżo wyjęte z wody. Dlatego nie odlewam wody, tylko zestawiam garnek z ognia i wyjmuję je pojedynczo.

Deser kasztanowy z bitą śmietaną

500 g dużych, zdrowych kasztanów

130 g cukru pudru

60 g czekolady

3 łyżki likieru cytronowego (ja użyłam nalewki na mandarynkach)

300 g bitej śmietany

Kasztany w łupinach ugotować w wodzie (gotowałam 50 minut), następnie obrać i jeszcze gorące przetrzeć przez sito (najlepiej metalowe). Czekoladę zetrzeć na tarce.

Zagnieść ciasto z kasztanów, cukru pudru, czekolady i likieru.  Wziąć duży okrągły półmisek, na środku umieścić odwrócony spodeczek i przetrzeć masę przez sito, obracając co jakiś czas półmisek, by spadając z sita równomiernie się rozłożyła. Usunąć spodek ze środka i w powstałe zagłębienie nałożyć 300 g bitej śmietany.

Wpis z 24.01.2017 r.

Pierogi drożdżowe z makiem

Wygląda na to, że znowu wyjedziemy znienacka, tylko nie wiem, kiedy ten znienacek nastąpi. Pewności też nie mam, ale może tak być. Dlatego na wszelki wypadek już podam przepis na drożdżowe pierogi z makiem, które mogą zastąpić makowca. Wiadomo, że coś z makiem na świątecznym stole być musi, bo mak jest symbolem płodności i dostatku. Jeśli by go nie było, to marne widoki. Lepiej sobie nawet nie wyobrażać konsekwencji.

Takie pierogi jadłam na Podlasiu i bardzo mi smakowały. Przywiozłam przepis do domu, a moja Mama też te pierogi polubiła i niejednokrotnie robiła – niekoniecznie na Święta.

Nadzienie makowe zrobione w domu jest najlepsze, ale jeśli brak nam czasu na jego zrobienie, można użyć gotowego maku z puszki.

Pierogi drożdżowe z makiem

Ciasto:

50 dag mąki

25 g drożdży

1 jajko

1 łyżeczka cukru

szczypta soli

ok. 1 szklanka wody (może troszkę mniej – zależy od mąki)

olej do smażenia

Nadzienie:

20 dag maku

4 łyżki cukru

dowolne bakalie (rodzynki, orzechy, skórka pomarańczowa)

Drożdże i cukier zalać w misce ciepłą wodą i wymieszać, aż się drożdże rozpuszczą. Gdy zaczną pracować (po ok. 10 minutach), dodać sól, mąkę i jajko. Wyrobić miękkie ciasto tak, by odchodziło od ręki, miskę włożyć do plastikowej torby i zostawić do wyrośnięcia.

Mak zalać wodą, wymieszać i odstawić na 10 minut. Następnie zlać delikatnie wodę z wierzchu, aby pozbyć się wszelkich zanieczyszczeń. Mak ponownie zalać wodą, zagotować i gotować na niewielkim ogniu przez ok. 15 minut. Następnie wyrzucić go na gęste sitko, odcedzić i poczekać, aż mak trochę podeschnie. Wtedy zmielić go z bakaliami (jeśli używamy rodzynek, to trzeba je przedtem sparzyć) i cukrem.

Wyrośnięte ciasto ponownie wyrobić, odrywać kulki o średnicy ok. 3 cm, rozpłaszczać je palcami aby uzyskać jak najcieńsze placuszki (nie rozciągać!), nakładać nadzienie i porządnie zaklejać. Kłaść na blacie wysypanym mąką i zakrywać ściereczką, żeby nie obsychały. Pozostawić na ok. 30-40 minut, aby podrosły, a potem smażyć w rondelku na gorącym oleju. Gdy ostygną, posypać cukrem pudrem.

Wpis z 04.12.2016 r.

P1010009-003.JPG

Malinowo

Maliny to jedne z moich ulubionych owoców. Dlatego zrobiłam bardzo malinowy deser z serkiem i galaretką. W czasie upałów ten schłodzony w lodówce deser jest bardzo smaczny.

Deser malinowy

2 opakowania naturalnych serków Apetina

200 g malin + ok. 180 g do dekoracji

2 łyżki cukru

1 opakowanie galaretki malinowej

Serki zmiksować z cukrem oraz 200 g malin i nałożyć równe porcje do 7 pucharków lub kompotierek. Udekorować malinami, zanurzając je częściowo w serku. Galaretkę przygotować według przepisu na opakowaniu, ostudzić i delikatnie wlać cieniutką warstwę do każdej kompotierki (trzeba lać po owocach, by nie zmętniała). Wstawić kompotierki do lodówki i poczekać, aż warstewka galaretki zastygnie. Następnie resztę galaretki rozlać do kompotierek, wstawić do lodówki i poczekać do zastygnięcia.

Wpis z 05.08.2016 r.

Flan z Hawany Pawła Lorocha

Na Kubie nie byłam, ale flan zdarzało mi się robić i pomyślałam, że to dobra propozycja na Walentynki. Paweł Loroch był na Kubie i z zachwytem napisał o flanie „cudownie kremowym, wyziębionym w lodówce, intensywnie karmelowym”.

Lubię czytać przepisy Pawła Lorocha i lubiłam kiedyś słuchać jego Gastrofazy w Antyradiu (teraz prowadzi audycje gdzie indziej). Ten smakosz jest prawdziwym entuzjastą jedzenia i tak o nim opowiada, że człowiek natychmiast staje się głodny. Dlatego zamieszczę przepis prawie tak, jak został napisany przez autora.

Flan z Hawany

kubek cukru (tam trzcinowego, tu może być buraczany)

3 jajka

kubek mleka w proszku

kubek wody

ćwierć łyżeczki soli

mały garnek

szybkowar, w którym zmieści się wyżej wymieniony

blender

Przepis Daney, podglądany i notowany bezpośrednio podczas wykonu:

Do małego garnka wsyp pół kubka cukru i postaw na niewielkim ogniu, by powstał karmel. Nie należy go szczególnie mieszać, by się nie zbijał w kawały. W tym czasie do blendera daj wszystko, co pozostało: jaja, mleko w proszku, wodę, sól (i cukier). Szybko zmiksuj na zupełnie gładko. Ciemniejący karmel rozprowadź po ściankach garnka, obracając nim z wdziękiem i lekkością. Do wykarmelowanego wnętrza wlej masę z blendera. Całość okręć szczelnie folią (użyłam aluminiowej) i wstaw do szybkowara. Wlej tyle wody, by unieść garnek z flanem. Zamknij i gotuj sycząc 45 minut. Po wystudzeniu otwórz i wyrzuć flan. Wstaw do lodówki, by stężał. Podawaj w trójkątach solo, bądź – w wersji kubańsko-luksusowej – z rodzynkami na wierzchu.

Wpis z 13.02.2016 r.

Suszone banany

Pisałam już o tym, jak niezdrowy jest cukier, nie mówiąc o syropie glukozowo-fruktozowym. W celu ograniczenia choć trochę cukru rafinowanego, bardzo polecam banany pokrojone w plasterki i wysuszone w suszarce do grzybów i owoców.

Jeśli zrobię takie suszone banany, to chętnie je jadam jak cukierki. Są bardzo dobre jako zdrowa alternatywa dla słodyczy. Czy tuczą? Pewnie, że tak. Z niczym przesadzać nie należy. Banany zawierają sporo kalorii i węglowodanów, ale również naturalne witaminy. I są lekkostrawne. Na pewno są lepsze niż ciastka czy cukierki.

Wpis z 25.01.2014 r.

Białe kwiaty czarnego bzu w cieście naleśnikowym

Nagle zrobiło się gorąco i zakwitł czarny bez. Śliczne pęki białych kwiatuszków. Tak jak kwiaty akacji, można je zanurzyć wraz z gałązkami w cieście naleśnikowym, np. z tego przepisu:

Naleśniki

tylko trochę gęstszym i usmażyć na oleju. Usmażone kwiatki trzeba położyć na ręczniku papierowym, by pozbyć się nadmiaru tłuszczu, a później posypać cukrem pudrem.

Uwaga: kwiaty trzeba zbierać gdzieś z daleka od miasta, w możliwie czystym środowisku.

Wpis z 24.05.2014 r.

Lukier plastyczny

15.12.2013

Ten lukier można wykorzystać do ozdoby tortów, ale nie z bitą śmietaną, bo masa się będzie rozpuszczać. Najlepszy jest do kremów na bazie masła. Przepis pochodzi ze strony kotlet.tv.

 

Lukier plastyczny

 

800 g cukru pudru (do mniejszej ilości ozdób wystarczy 400 g i połowa pozostałych składników)

3 łyżeczki glukozy

3 łyżeczki żelatyny

50 ml gorącej wody

 

Do szklanki nalać 50 ml gorącej wody, dodać żelatynę i dokładnie mieszać, aż się rozpuści. Dodać glukozę i wymieszać.

Na blat wysypać trochę cukru  (ok. 3 szklanek) i wlewać powoli żelatynę. Mieszać, a jak masa już wchłonie trochę cukru, to zacząć ugniatać. Dalej zagniatać, dosypując po trochu cukier. Jeżeli uzyska się konsystencję masy plastycznej, to oznacza, że nie trzeba wlewać całej żelatyny.

Gotową masę można barwić barwnikami spożywczymi albo naturalnymi. Naturalne soki mogą nie dać zbyt mocnego koloru – ja barwiłam masę sokiem żurawinowym i wyszła mi tylko lekko różowa.

Gdy masa jest gotowa, wałkujemy ją na blacie posmarowanym lekko olejem, a następnie wycinamy ozdoby. Najłatwiej jest robić róże, bo zwija się tylko kawałek lukru w rulonik, ściska w środku i po przecięciu mamy dwie róże. Trzeba im tylko troszkę wywinąć płatki. Inne ozdoby można wyciąć foremkami do ciastek. Można też wyłożyć lukrem cały tort, przenosząc krążek na rękach.

Małe ozdoby można przykleić na lukier z cukru i białek.

Niewykorzystaną masę można trzymać w szczelnie zamkniętej torebce foliowej w lodówce. Gdy jest potrzebna, trzeba ją ogrzać w dłoni i ewentualnie lekko zwilżyć wodą. Można też dodać trochę masła.

 

 

 

Trufle

29.09.2013

Ostatnio miałam ochotę na gorzką czekoladę. Pomyślałam, że widocznie potrzebuję magnezu. Jednak zamiast zjeść kawałek czekolady, zrobiłam trufle i teraz wydaje mi się, że przedawkowałam ten magnez. Trufle są takie pyszne, że trudno poprzestać na jednej.

 

Trufle

 

200 g gorzkiej czekolady 70%,

3/4 szklanki śmietanki 30%,

40 g masła,

1,5-2 łyżki miodu,

zmielone w młynku do orzechów orzechy pistacjowe, migdały lub orzechy laskowe (do obtoczenia).

 

Śmietankę zagotować z miodem, a następnie dodać połamaną czekoladę. Gdy czekolada się roztopi, zdjąć garnek z ognia i dodać masło. Wymieszać i poczekać, aż masa ostygnie. Włożyć do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na noc.

Z zimnej masy łyżeczką odmierzać porcje, którym palcami trzeba nadać w miarę kulisty i gładki kształt. Kulki obtaczać w zmielonych orzechach lub migdałach. Po obtoczeniu łatwiej jest naprawić niedoskonałości trufelków.

 

 

 

 

Cycki Murzynki

30.12.2012

Tęsknię za latem i przy okazji tego deseru pomyślałam ciepło o mojej działce. To nieprawda, oczywiście, że na działkach nic się nie dzieje. W sezonie dzieje się i jeszcze jak! Odbywa się ciężka praca, ale kwitnie też życie towarzyskie. Ludzie się odwiedzają nawzajem i opowiadają o różnych rzeczach. Na przykład w czasie jakiegoś wieczornego przyjątka, Pani profesor ze szkoły muzycznej podała ten przepis (to znaczy opowiedziała, jak to się robi). Bardzo Jej się przepis spodobał, bo jest osobą nie lubiącą spędzać czasu w kuchni, a ceni sobie rzeczy szybkie i oryginalne. I mnie się też ten przepis podoba.

 

Cycki Murzynki

 

Deser można przygotować w dowolnych ilościach, wystarczy jedynie:

budyń czekoladowy i mleko do jego przygotowania,

brzoskwinie w puszce,

polewa czekoladowa,

kilka rodzynek.

 

Należy przygotować budyń czekoladowy i rozlać do salaterek. Na każdej porcji trzeba położyć połówkę brzoskwini, a na niej rodzynkę. Przygotować polewę czekoladową i troszkę ją rozrzedzić mlekiem żeby się ładnie rozlała, a następnie polać każdą porcję.

 

 

 

Domowy Golden syrup

23.12.2012

Obiecałam podać przepis na domowy Golden syrup. Bardzo dobry przepis znalazłam na blogu „Moje Wypieki”. Zrobiłam ten syrop z połowy składników, bo dwie buteleczki starczają na długo.

 

Golden syrup

 

200 g cukru

50 g wody

 

W garnuszku z grubym dnem zagotować wodę z cukrem na średnim ogniu. Gotować do momentu aż cukier się skarmelizuje, całość będzie rzadka i będzie miała piękny ciemnozłoty kolor. Trzeba tylko uważać aby nie przypalić syropu, bo nada mu to gorzkiego posmaku. W tym celu po odparowaniu wody zmniejszyć ogień do malutkiego i nie mieszać w garnku.

Następnie przygotować:

1 kg cukru (wzięłam trzcinowy)

600 g wrzącej wody

2 łyżki (lub więcej) soku z cytryny

 

Do gorącej mieszaniny ostrożnie wlać gorącą wodę (reakcja może być wybuchowa, więc zachowanie ostrożności jest konieczne), cukier i sok cytrynowy. Wymieszać, zagotować i gotować na malutkim ogieńku przez 45 minut nie mieszając, aż syrop zgęstnieje. Gorący syrop będzie rzadszy, a po wystudzeniu zgęstnieje. Jeśli nie będzie wystarczająco gęsty, należy jeszcze podgotować. Jeśli będzie zbyt gęsty – dodać gorącej wody i wymieszać. Następnie wystudzić i przelać do słoiczków. Przechowywać w temperaturze pokojowej.

 

 

 

…królewna z marcepana

15.12.2012

Bardzo lubię marcepan i wcale nie jest trudno zrobić go w domu. Mój młynek do orzechów nie mieli może tak drobno, jak bym chciała, ale wystarczy aby zrobić marcepan. Trzeba jedynie zaopatrzyć się w gorzkie migdały, bo są świetnym dodatkiem. Z nimi marcepan nabierze charakteru. Gorzkie migdały można kupić w sklepach ze zdrową żywnością albo pozyskać samodzielnie z pestek brzoskwiń, moreli lub śliwek. Jeśli jednak ktoś ma obawy przed gorzkimi migdałami to niech z nich zrezygnuje albo weźmie mniej niż w przepisie.

Do marcepana można dodać jakiś barwnik i uformować z niego ozdoby. Możemy go też rozwałkować (podsypując cukrem pudrem) i zrobić z niego wierzch do ciasta albo wyciąć np. listki albo płatki kwiatów. Zastosowań jest dużo.

 

Uwaga: marcepana z gorzkimi pestkami należy jeść w umiarkowanych ilościach, bo gorzkie pestki zawierają kwas cyjanowodorowy. Natomiast w niewielkich ilościach gorzkie pestki są wręcz wskazane dla zdrowia,  gdyż zawierają amigdalinę, czyli witaminę B 17 (zgodnie z niepotwierdzoną informacją ze sklepu internetowego „Aura Herbals” UE zaleca by nie jeść więcej niż 2-3 pestki dziennie). My nie mieliśmy w domu nigdy żadnych sensacji po takim marcepanie.

Następny wpis dotyczy amigdaliny – można go potraktować jako ulotkę dołączoną do tego marcepana.

 

Marcepan

 

200 g blanszowanych migdałów (tj. sparzonych i obranych ze skórek)

20 g blanszowanych gorzkich migdałów (można trochę mniej)

80 g cukru pudru

3 krople aromatu migdałowego

2-3 łyżki wody

2 łyżeczki golden syrup

 

Migdały zmielić w młynku, wymieszać z pozostałymi składnikami, dodając w razie potrzeby odrobinę wody. Uformować wałek i schłodzić go w lodówce owinięty w folię aby nie obsychał.

 

 

 

 

Kisiel żurawinowy

18.11.2012

Wszyscy pewno znają ten kisiel, ale warto sobie o nim przypomnieć, bo w sezonie jesienno-zimowym dobrze jest jeść jak najwięcej witaminy C (nie wspominając o innych walorach zdrowotnych żurawiny). Poza tym kisielek jest pyszny, a kolor ma nieprzeciętny.

 

Kisiel żurawinowy

 

1/4 kg żurawiny

1/2 l wody

100 g cukru

3 łyżki mąki ziemniaczanej + 1/2 szklanki wody

 

Żurawiny umyć, rozgnieść drewnianym tłuczkiem (z uwagi na witaminę C), zalać gorącą wodą i zagotować wraz z cukrem. Przetrzeć przez sitko.

Mąkę ziemniaczaną wymieszać w 1/2 szklanki zimnej wody, dodać do żurawin i zagotować mieszając (drewnianą łyżką). Gdy kisiel nie jest już mętny, rozlać do salaterek. Można jeść sam lub polać śmietaną i posypać odrobiną cukru.

 

 

 

Ogon bobra (kuchnia kanadyjska)

13.10.2012

Uświadomiłam sobie, że nigdy nie słyszałam o takim zjawisku jak kuchnia kanadyjska. Dlatego zapytałam o to Margaret, czyli Małgosię, a Ona przysłała mi ten przepis. Uznałam, że warto zrobić ciekawostkę zza oceanu. Małgosia powiedziała, że oni tego raczej nie robią, bo to się kupuje gotowe. Jednak do nas sprowadzono już wiele potraw, ale ogona kanadyjskiego bobra nikt nie sprzedaje. Jeśli sami nie zrobimy, to nie spróbujemy.

 

Ogon bobra (beaver tail)

 

1/4 szklanki ciepłej wody

1/4 szklanki mleka

1/4 szklanki cukru

3 łyżki masła

2,5 łyżeczki suchych drożdży

1 jajko

1 łyżeczka soli

2 szklanki mąki pszennej (lub troszkę więcej)

olej do głębokiego smażenia

 

na wierzch:

cukier puder

cynamon

sok cytrynowy

nutella

 

Wodę wlać do dużej miski, dodać 1 łyżkę cukru, wsypać drożdże i wymieszać. Odstawić na 5 minut. W międzyczasie podgrzać mleko z masłem oraz pozostałym cukrem i mieszać do rozpuszczenia cukru. Zdjąć z ognia i ostudzić mieszając, a następnie wlać lekko ciepłe do miski z zaczynem drożdżowym. Na końcu dodać mąkę i jajko ubite z solą.

Wyrabiać ciasto aż będzie gładkie i sprężyste, dodając w razie potrzeby mąkę, a potem uformować kulę i umieścić ją w misce. Włożyć miskę w torbę foliową i postawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę lub dłużej. Wyrośnięte ciasto wyrobić jeszcze raz i podzielić na 8 części.

Na dużej patelni podgrzać olej do temperatury 175 st. C. Podsypując troszkę mąką rozwałkować dosyć cienko każdy kawałek ciasta nadając mu podłużny kształt bobrzego ogona (nie musi być idealny). Umieścić ogon w oleju i smażyć 20-30 sekund z każdej strony.

Gdy ogon jest usmażony, trzeba go położyć na papierowym ręczniku żeby wchłonął nadmiar tłuszczu. Można go posmarować nutellą lub posypać cukrem pudrem i cynamonem, a następnie skropić lekko sokiem z cytryny.

 

 

 

Makaron zapiekany z jabłkami

20.09.2012

To jeden ze smaków mojego dzieciństwa. Nasi sąsiedzi byli Żydami i czasami sąsiadka robiła całą blachę tego makaronu. Mama nie pozwalała mi jeść deserku zbyt dużo, a mnie się wtedy wydawało, że mogłabym pochłonąć cały, gdyby mi tylko pozwolili.

Wahałam się, czy zamieścić ten przepis, bo to chyba najbardziej niezdrowa potrawa, jaką znam. Ale jest pyszna. Dlatego postanowiłam podać ten przepis usprawiedliwiając się, że to przykład niezdrowego jedzenia. Trochę ratuje sprawę spora ilość jabłek, a poza tym nic się przecież nie stanie jeśli nie zje się zbyt dużo.

 

Makaron zapiekany z jabłkami

 

200 g masła

220 g cienkiego makaronu domowego (koniecznie musi być domowy)

630 g jabłek

120 g cukru

1,5 łyżeczki cynamonu

 

Masło roztopić w garnku i wrzucić do niego po trochu cały makaron (suchy!). Gdy makaron się trochę zrumieni, zdjąć garnek z ognia. Do większego naczynia żaroodpornego włożyć warstwę makaronu, potem warstwę utartych na tarce o grubych oczkach jabłek, posypać to trochę cukrem i cynamonem. Potem włożyć tak samo następną warstwę i następną (mnie wychodzą trzy warstwy) i polać masłem ze smażenia. Zapiekać 35-40 minut w temperaturze 200 st. C.

Ten deser jada się na ciepło.

 

P.S.

Jeszcze tym razem wątroba się mnie nie wyrzekła, chociaż przez jakiś czas była oburzona, że zjadłam taki deser.

 

 

 

Lody

Kiedyś w dzieciństwie byłam dwa tygodnie na Helu. Codziennie jadłam tam najlepsze lody w moim życiu. To były lody jagodowe. Zapamiętałam sobie te lody i jeszcze to, że można je kupić tylko na Helu. Potem długo na Helu nie byłam, ale gdy po latach pojechałam, to z rozczarowaniem stwierdziłam, że nie ma tam już lodów jagodowych.

W ogóle stwierdziłam, że producenci lodów raczej nie robią jagodowych, a te które czasem oferują są bardziej słodkie niż jagodowe.

Ponieważ przestałam już liczyć na to, że ktoś mi zrobi dobre lody jagodowe, postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce. Zakupiłam maszynkę do lodów i przeprowadziłam szereg eksperymentów. Metodą prób i błędów stworzyłam prostą do wykonania śmietankową bazę, która okazała się pyszna. Potem powstały lody jagodowe, malinowe, truskawkowe i czekoladowe. Te czekoladowe wyszły świetne, ale tego zdjęcia, gdzie występują samodzielnie nie pokażę, bo jest trochę nieestetyczne.

A teraz mogę już zaprezentować swoje superlody. Oto one:

Lody

80 g cukru

4 żółtka

125 ml śmietanki 30 %

2 łyżki mleka w proszku

40 ml wody

Wodę zagotować, wrzucić cukier i mieszać aż do rozpuszczenia. Żółtka chwilę ubijać, dodać mleko w proszku, a następnie, ciągle miksując, wlać cienką stróżką gorący syrop. Zostawić na chwilę do przestygnięcia. W międzyczasie ubić śmietankę i dodać do masy żółtkowej. Następnie wlać do maszynki, włożyć do zamrażalnika i zaczekać kilka godzin. Ewentualnie można włożyć do zamrażalnika i miksować do pewien czas.

Aby uzyskać lody:

– jagodowe należy dodać 150 g zmiksowanych jagód (ewentualnie innych owoców),

– czekoladowe – dodać 3 łyżki kakao.

Wpis z 11.08.2012 r.