Gambia jest najmniejszym krajem Afryki kontynentalnej, graniczącym wyłącznie z Senegalem. Państwo jest położone po dwóch stronach rzeki Gambia i samo ma kształt rzeki. Przeciętna szerokość kraju to 40 km (w najszerszym miejscu 48 km). Rzeka Gambia płynie przez Gwineę, Senegal i Gambię, gdzie uchodzi do Atlantyku.
Gambia była w przeszłości ośrodkiem handlu niewolnikami. Kto oglądał film „Korzenie” o Kunta Kinte, chce zobaczyć, gdzie on mieszkał w Gambii. My też chcieliśmy, więc wybraliśmy się na Wyspę Kunta Kinte (przedtem Fort James), skąd płynął z innymi niewolnikami na statku do Stanów Zjednoczonych. Przypłynęliśmy ze stolicy Gambii Bandżul (ang. Banjul). Usłyszałam dwa wyjaśnienia nazwy Banjul. Jedno, że miasto wybudowano na miejscu starej wioski rybackiej, a banjolo, to liny wyrabiane przez ludność. Drugie, że banjul w języku mandinka oznacza wyspę bambusów, bo kiedyś rosły tam bambusy.
Nasza podróż statkiem trwała 3 godziny, a rzeka jest tak szeroka, że nie widać brzegów i mieliśmy wrażenie rejsu po oceanie.
Na wyspie można obejrzeć ruiny XVII-wiecznego fortu, który został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na wyspie osiedlili się jako pierwsi Niemcy bałtyccy oraz Łotysze z Księstwa Kurlandii będącego lennem Rzeczpospolitej. Rzeczpospolita była jednak w XVII w. zbyt zajęta wojnami w swoich granicach, by rozpatrywać propozycję wyłożenia pieniędzy na wyspę. Ale inni byli zainteresowani. Wyspa należała w historii do Holendrów, Anglików i Francuzów. Gambia została kolonią angielską i rywalizację o wyspę wygrali w końcu Anglicy.
Poniżej wioska Juffure, z której pochodził Kunta Kinte.
Na zdjęciu 7 i 8 pokolenie przedstawiane jako potomkowie Kunta Kinte.
Autor książki Alex Haley z braćmi i mieszkańcami wioski.
A teraz troszkę inaczej. Alex Haley twierdził, że napisał książkę o jednym ze swoich przodków, sam jednak przyznał, że pomieszał w niej fikcję z rzeczywistością. Przyznał, gdy przedstawiono na to dowody. Nie zmienia to jednak faktu, że stworzył pewien mit i mieszkańcy wioski świetnie go wykorzystują zarobkowo. Utworzyli całkiem efektywny system wyciągania pieniędzy od przybywających tu białych bankomatów. Zaczyna się prawie od razu od wyjścia ze statku na przystań. Turystów okrążają sprzedawcy pamiątek i towarzyszą im aż do wioski i z powrotem, ale nie są jedyni. Przyłącza się do nich duża gromada dzieci wołających jedno magiczne słowo „money!”.
Następnie dzieci się przegrupowują. Są rozstawione grupkami w drodze do wioski co kilkadziesiąt metrów. Kilkoro dzieci śpiewa, jedno tańczy, a przed nimi stoją duże metalowe miski na pieniądze.
I nie miejcie wątpliwości: dzieci nie są głodne ani obdarte. Są zdrowe, pogodne i pełne energii. W wiosce są ogródki i drzewa owocowe, a na rzece bogatej w ryby czekają łodzie rybackie. Wioska sprzedaje świadectwa, że się w niej było oraz prawo do robienia zdjęć w muzeum.
Żebranie przez dzieci jest problemem w całej Gambii i trudno będzie ten problem zwalczyć. Przewodnik wyjaśnił nam, że wielu dorosłych wysyła dzieci na ulicę, by żebrały. Gdy dzieci dorosną i nikt nie chce im już dawać pieniędzy, zostają rodzicami i wysyłają swoje dzieci, by żebrały. Tak zostały nauczone. Proceder praktykowany od pokoleń bardzo trudno jest wykorzenić.
Zdjęcie z Kololi – rybacy wyciągający sieci z Atlantyku.
Większe ryby rybacy zabierają, mniejsze – wrzucają z powrotem do oceanu, by podrosły. Szczególnie oryginalnie wyglądają sole (ta rybka na pierwszym planie) i krewetki (z lewej). Tak wielkich krewetek nigdzie poza Afryką Zachodnią nie widzieliśmy – mierzą po kilkanaście centymetrów.
Albert Market w Bandżul, to typowy kolorowy afrykański bazar, gdzie można kupić ubranie, jedzenie i pamiątki.
Przyjemnie jest patrzeć na ludzi w Gambii. Jest tu wiele pięknych kobiet i przystojnych mężczyzn. Ludzie są przeważnie przyjaźni. Ich hasło brzmi: „It’s nice to be nice” – „Miło jest być miłym”.
Na bazarze można kupić na przykład suszone kawałki owoców baobaba. Lubię owoce baobaba, bo mają dużo wapnia oraz witaminy C i są kwaskowe w smaku. Zachowałam sobie kilka pestek. Wsadzę do doniczki i może coś z nich wyrośnie?
Na targu można kupić takie figurki. Myślałam, że mają związek z voodoo, ale z przewodnika dowiedziałam się, że takie figurki mężczyzn z wbitymi w ciało gwoździami mają przypominać popularny do niedawna na gambijskich wsiach sposób karania złodziei. Taki sposób potraktowania ich miał odstraszać innych. Trzeba przyznać, że skutecznie, bo przestępców w Gambii jest rzeczywiście niewielu.
W Gambii jest sporo małp. W naszym hotelu też były i trzeba było uważać, by sobie czegoś nie upatrzyły i nie porwały ze sobą, bo odzyskanie takiej rzeczy graniczy z niemożliwością.
Widzieliśmy dużo ciekawych ptaków, np. sępy…
… i inne – znacznie ładniejsze.
Z ciekawostek podam jeszcze, że kobiety często noszą peruki, bo mają słabe włosy. Na pewno nie wzmacnia włosów noszenie na nich koszy albo wiader, co jest powszechną praktyką.
Wpis z 11.01.2017 r.