W niedzielne poranki często piekę boczek na śniadanie. Kiedyś długie lata byłam wegetarianką, ale mi się odmieniło. Nie to, żebym często jadła coś mięsnego, ale czasem jadam. Widocznie organizm potrzebuje.
Pogoda w tym roku bardzo zmienną jest, więc nie mogliśmy zbyt dużo zrobić na działce i zarosło. Słoneczne dni bywały raczej w tygodniu, gdy trzeba było być w pracy, a w weekendy to raczej zimno i deszczowo. Dzisiaj nareszcie skosiliśmy, obcięliśmy żywopłot i ogarnęliśmy całość. Oczywiście odrośnie. Niekończąca się historia. Trochę jak z grą w tetrisa: można wejść na wysoki poziom, ale gra nie ma końca.
Najpierw było śniadanie w ogrodzie: boczek pieczony i jajecznica. Pyszne. Taki boczek pierwszy raz jadłam kiedyś w hotelu w Wieliczce i bardzo mi smakował. Zaczęłam więc robić go w domu. Pracy przy nim niewiele, a efekt wspaniały.
Plastry boczku parzonego trzeba położyć na blasze piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia i włączyć temperaturę 130 st. C, żeby tłuszczyk powoli się wytapiał (ok. 30 minut). Na koniec zwiększyć temperaturę do 160 st. C i dopiekać plastry ok. 10-15 minut, aż zrobią się sztywne. I schrupać do jajecznicy albo chleba.
Takie śniadanie uszczęśliwiłoby mojego męża 🙂
Mojego też zawsze uszczęśliwia 🙂
taki chrupiący to pychotka
Oj tak – jest przepyszny 🙂